Galicja i Lodomeria - Ojczyzna przodków
Maj 02, 2024, 13:41:22 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
 
   Strona główna   Pomoc Szukaj Zaloguj się Rejestracja  
Strony: [1]
  Drukuj  
Autor Wątek: Apolinary Tarnawski. Sztukmistrz z Kosowa  (Przeczytany 3631 razy)
Agnes
Nowy użytkownik
*
Wiadomości: 45


« : Listopad 10, 2010, 16:04:17 »

.
S. Nicieja

Swój krótki, błyskotliwy epizod w historii Polski Kosów Huculski zawdzięczał doktorowi Apolinaremu Tarnawskiemu. Była to postać fascynująca, swego czasu powszechnie znana w elitach intelektualnych Polski. Był zdeklarowanym pozytywistą, wręcz fanatykiem pracy organicznej, chodzącym twardo po ziemi, nie znoszącym bujania w obłokach. Głosił, że jest wrogiem „bezmyślnego romantyzmu i niefrasobliwego życia”.

 

Miał jednak słabość do artystów oraz mistyków, czego dowodziła jego długoletnia przyjaźń z braćmi Lutosławskimi: ks. Kazimierzem – mistykiem, charyzmatycznym kaznodzieją – i Wincentym – profesorem filozofii, znawcą Platona.

.


Zapisane
Agnes
Nowy użytkownik
*
Wiadomości: 45


« Odpowiedz #1 : Listopad 10, 2010, 16:06:16 »

Ozdrowieniec

Apolinary Tarnawski (1851-1943) pochodził z zamożnej rodziny z okolic Przemyśla. Był z wykształcenia lekarzem. Po studiach w Krakowie praktykował w Borszczowie i Jaworowie, gdzie zapadł niespodziewanie na jakąś tajemniczą chorobę, której tamtejsze środowisko lekarskie nie umiało zdiagnozować. Wówczas to udał się do Niemiec, do Wörishofen, do zakładu wodoleczniczego dra Sebastiana Kneippa – bawarskiego księdza, który zasłynął na świecie jako hydroterapeuta. Kneipp był zadziwiającym przypadkiem wyleczenia się z gruźlicy, choroby przed wynalezieniem penicyliny w zasadzie śmiertelnej. Jako ozdrowieniec, któremu udało się wyrwać ze szponów śmiertelnej choroby, stał się okazem zdrowia dzięki zastosowaniu w kuracji szoku termicznego, poddawaniu organizmu na przemian oddziaływaniu lodowatej i ciepłej wody. Kneipp w ogóle głosił teorię, że zdrowie człowieka wiąże się ściśle z jego częstym obcowaniem z wodą – pływaniem, masażami, gimnastyką wodną. Te teorie zainteresowały Tarnawskiego i po odzyskaniu zdrowia postanowił je, modyfikując po swojemu, wprowadzić do swojej praktyki lekarskiej.



Kuracjusze zakładu doktora Tarnawskiego na boisku kąpielowym. / Źródło: Fot: Archiwum Natalii Tarkowskiej



Na miejsce swego eksperymentu wybrał Kosów. Miał 40 lat, gdy w 1891 roku założył tam zakład przyrodoleczniczy i w krótkim czasie odniósł, podobnie jak Kneipp, zadziwiający sukces, budując w dziewiczym terenie jedno z najsłynniejszych polskich uzdrowisk. W górzysty krajobraz Czarnohory wkomponował trzy warzelnie soli ze zgrabnymi, przewiewnymi salami oraz łaźnie, solaria, tarasy do leżakowania. Wszystko zlokalizował w rozległym parku i częściowo w sadzie owocowym z pięknymi willowymi domkami dla kuracjuszy.

Początkowo było tam kilkadziesiąt miejsc, ale z każdym rokiem liczba kuracjuszy rosła. Służyła temu fama rozchodząca się po całej Polsce o niezwykłej oryginalności i skuteczności terapii, którą stosował Tarnawski w swoim zakładzie.

.

Zapisane
Agnes
Nowy użytkownik
*
Wiadomości: 45


« Odpowiedz #2 : Listopad 10, 2010, 16:07:09 »


Kosowski „pochód na Wawel”

Rozgłosowi Kosowa sprzyjał fakt, że przyjeżdżali tam ludzie o znanych nazwiskach. Z tego względu w pierwszej połowie XX wieku Kosów stał się drugą, po Zakopanem, galicyjską stolicą polskiej bohemy. Na letni wypoczynek zjeżdżali tam najwybitniejsi polscy artyści, pisarze, aktorzy, poeci, malarze, rzeźbiarze, profesorowie uniwersyteccy oraz politycy i ludzie z najwyższych sfer życia gospodarczego. Mówiło się, że Kosów jest przesiąknięty jakąś wyjątkową atmosferą duchowości. Chciało się tam dyskutować i szukać towarzystwa do biesiad z ciekawymi, niebanalnymi rozmówcami. Jadąc letnią porą do Kosowa, było się pewnym, że można tam spotkać zawsze kogoś z czołówki polskich artystów i intelektualistów.

Tam wypoczywała Gabriela Zapolska i czarowała swą urodą oraz wyszukanymi kapeluszami. Towarzyszyli jej młodzi wówczas reżyserzy Juliusz Osterwa i Leon Schiller. Tam spotkać można było jednego z najsławniejszych polskich śpiewaków, rywala Jana Kiepury, Adama Didura, który przyjeżdżał – jak się mówiło – „z całą kolekcją swych pięknych córek”, czarujących towarzystwo wdziękiem i wyszukanymi strojami. Wypoczywali tam pisarze i głośni reporterzy, jak choćby Ferdynand Antoni Ossendowski – autor bestsellerowej, tłumaczonej na 19 języków książki „Zwierzęta, ludzie, bogowie”, w której opisał ucieczkę z Rosji ogarniętej chaosem rewolucji oraz równie głośnej beletryzowanej biografii „Lenin”, ukazującej diaboliczną osobowość przywódcy bolszewików. Widywano go przy stoliku

kawiarnianym z Zygmuntem Nowakowskim, wówczas autorem arcypopularnej sztuki teatralnej „Gałązka rozmarynu”, sławiącej czyn legionowy Piłsudskiego. Tam przyjeżdżał Melchior Wańkowicz z młodziutkim Stanisławem Dygatem – w tym czasie pracownikiem MSZ. W Kosowie przebywali kilkakrotnie Maria Dąbrowska i jej mąż Marian, który tam zmarł na atak serca 30 IX 1925 r., czego autorka „Nocy i dni” nie mogła przeboleć. Gościł tam również świetny malarz Józef Pankiewicz i rzeźbiarz Xawery Dunikowski, „snujący rozmarzonym wzrokiem” po siedzących na balkonach kosowskich willi pięknych wczasowiczkach. Zagorzałym kosowitą był Lucjan Rydel – bohater „Wesela” Wyspiańskiego, który ściągał tutaj ze swoich podkrakowskich Bronowic z całą rodziną. Ignacy Winiewski pisał, że Rydel „pasjami lubił siedzieć na ziemi otoczony berbeciami i bawić się z nimi w talarka, sam rozchichotany jak dziecko”.

Kosów był w ogóle rajem dla dzieci i młodzieży, i to nie tylko w zabawowym wymiarze. Bo tam, w zakładzie dra Tarnawskiego, powstał w 1911 r. jeden z pierwszych zastępów Związku Harcerstwa Polskiego. Utworzyli go wspomniani bracia Lutosławscy i Olga Drahonowska – narzeczona Andrzeja Małkowskiego, twórcy skautingu polskiego. Warto pamiętać, że ks. Kazimierz Lutosławski był pomysłodawcą projektu krzyża harcerskiego.

Corocznym przez wiele lat gościem Kosowa był prof. Ignacy Chrzanowski – znakomity polski filolog. Imponująca postać „Chrzana”, z wielką siwą szopą włosów na głowie dominowała ciągle w towarzystwie, na boisku tenisowym, na sali gimnastycznej, w basenie, na zabawie i w dyskusjach. Jego żywiołowy i mocno uzłośliwiony dowcip wzniecał gejzery śmiechu, ale i lęk tych, którzy stawali się przedmiotem jego przewrotnych uszczypliwości. Bano się jego dowcipu i złośliwości, ale równocześnie przepadano za jego opowiadaniami, anegdotami, dowcipami sytuacyjnymi. Chrzanowski bowiem imponował pamięcią, czarował niezwykle sugestywnym sposobem mówienia. Towarzyszył mu często Władysław Bukowiński, redaktor warszawskiego „Sfinksa”.

W Kosowie, podobnie jak w Zakopanem, spotykało się wielu wybitnych polskich polityków z trzech dzielnic zaborczych. W dyskusjach zrodziła się tam niejedna koncepcja polityczna wyznaczająca drogi do odzyskania niepodległości. Szczególnie zjeżdżało tu wielu działaczy Narodowej Demokracji. Byli wśród nich: Zygmunt Balicki, Roman Dmowski, prof. Władysław Folkierski, Zygmunt Wasilewski, prof. Władysław Tarnawski – bratanek doktora. Ulicami Kosowa przechadzali się też socjaliści z Ignacym Daszyńskim na czele, a nawet przyjeżdżający tu ze Śląska ówczesny poseł do parlamentu berlińskiego – Wojciech Korfanty.

Rejestr wybitnych Polaków odpoczywających i dyskutujących w Kosowie przed I wojną światową jest naprawdę imponujący. Bywał tam Edward Abramowski, filozof, i Stanisław Szczepanowski, zwany „królem polskiej nafty”, bogaty przedsiębiorca i znakomity publicysta, parlamentarzysta, autor głośnych wówczas prac „Nędza galicyjska” oraz „Myśli o odrodzeniu narodowym”. Towarzyszył mu Bronisław Mikołaj Rzepecki – kierownik kopalń i urządzeń naftowych.

Przyjeżdżali tam ludzie nauki: językoznawca Jan Baudouin de Courtenay, historycy – Wacław Sobieski, Władysław Konopczyński, Szymon Askenazy, bardzo popularni i znani z intelektualnych kazań lwowscy arcybiskupi – Józef Bilczewski i Józef Teodorowicz. Bywali tu Karol Adwentowicz i Mira Zimińska, Stefan Norblin i Ignacy Dygas. Trudno ich zliczyć. Ale już ta plejada wymienionych nazwisk powodowała, iż twierdzono, że jest to swoisty pochód na Wawel. Była to aluzja do znanego projektu pomnika Wacława Szymanowskiego przedstawiającego grupę 52 wybitnych Polaków zmierzających w pochodzie na królewskie wzgórze.
Zapisane
Agnes
Nowy użytkownik
*
Wiadomości: 45


« Odpowiedz #3 : Listopad 10, 2010, 16:08:20 »

.

Fenomen kuracji Tarnawskiego

O działalności zakładu Tarnawskiego świadczą różne zachowane pamiątki, setki fotografii, wspomnienia i zapiski w dziennikach podróży, masa anegdot, zachowane w archiwach listy kuracjuszy z opisami zajęć.

Gabriela Zapolska opisuje w jednym z listów, jak to musiała podporządkować się reżimowi, który obowiązywał „u Tarnawskiego”. Wstawanie o świcie, chodzenie boso po rosie, gimnastyka zbiorowa na stoku, praca w ogrodzie i ostra jarska dieta. Był bowiem Tarnawski pionierem metody przyrodoleczniczej w Polsce. Ze względu na swoje pomysły i zachowania był podziwiany przez jednych i zwalczany przez innych. Ale wszyscy go znali. Rozrzut opinii o nim zamykał się w klamrze dwóch określeń: geniusz – szarlatan. Jego córka, Celina Tarnawska-Busza, którą miałem przyjemność poznać w Londynie, wspominała, że pewnego razu w czasie pobytu Tarnawskiego w Warszawie, w gmachu Sejmu, narzekano na przeciąg w kuluarach. „Nic dziwnego – powiedział ktoś – na górze grasuje i otwiera okna dr Tarnawski z Kosowa”. Była to aluzja do jednej z metod leczenia, którą propagował– spanie przy otwartym oknie, częste wietrzenie pomieszczeń, ubieranie się w przewiewne tkaniny.
Tarnawski zostawił po sobie masę anegdot, głównie w pamięci leczonych przez niego artystów i uczonych. Powszechnie było wiadomo, że nie znosił grubasów i ludzi otyłych, głosząc, że jest to ich wyłączna wina, skoro mają nadwagę. Pewnego razu powiedział do pacjenta: „Podgardle zwisłe, wzrok tępy, brzuch wydęty, kim pan jest? Ktoś pan taki?”. Okazało się, że był to chirurg, profesor Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Lwowskiego. „Musi pan to naprawić”. I chirurg ów przyjeżdżał później regularnie do zakładu Tarnawskiego, szczycąc się po kuracjach swoją szczupłością i lekkim, tanecznym krokiem.

Czasem zdarzały się zachowania wręcz skandaliczne. Córka Celina opowiadała, jak raz, jadąc z ojcem pociągiem z Kołomyi do Nadwórnej, mieli za sąsiada rumianego jegomościa, który siedząc naprzeciw, zajadał smacznie bułkę z salami. Widząc to, Tarnawski zerwał się z miejsca, wyrwał przerażonemu pasażerowi bułkę z wędliną i wyrzucił przez okno. „Nie wolno się panu zatruwać taką potrawą” – krzyknął. „Celka, wyjmij z torby bułkę z serem i daj temu panu”. Innym razem, też w pociągu, przyszło mu jechać z małżeństwem mającym dwójkę bardzo tęgich dzieci. Przez całą drogę matka dokarmiała pociechy jakimiś frykasami. Po półgodzinie Tarnawski nie wytrzymał i powiedział: „Pani zabija swoje dzieci”. Mąż przytaknął tej diagnozie. Wtedy żona wszczęła awanturę z mężem, że trzyma z tajemniczym pasażerem, który ją poucza. Atmosfera stała się wybuchowa, ale rozładował ją na szczęście trzeci pasażer, który stwierdził: „Uspokójcie się państwo. To jest słynny doktor Tarnawski, straszliwy wróg obżarstwa”. Autorytet Tarnawskiego zadziałał. W przedziale zapanowała zgoda.
Stałym powiedzeniem Tarnawskiego było „nie przekarmiaj się, nie będziesz chorował” albo „najzdrowsze jest to, co zostawisz na talerzu”. Gdy żona namawiała męża do jedzenia, pytał: „Chce pani po raz drugi wyjść za mąż?”. Biskupowi na stołówce w pensjonacie, który dobierał sobie jakieś smaczne potrawy, powiedział – przechodząc obok jego stolika: „Hamuj się, ekscelencjo!”. Gdy któryś z pacjentów dziękował mu za leczenie, zwykł mówić: „Słońcu dziękuj, powietrzu dziękuj i zasadzie wstrzemięźliwości, którą, mam nadzieję, że wreszcie zrozumiałeś”.

Podróżni jadący w lecie szosą z Kołomyi do Kut, gdy mijali Kosów, spotykali dziwne ludzkie bosonogie postacie, odziane w jakieś kurty, spodnie czy spódnice o dziwacznym kroju z białej, gęstej siatki. – To te wariaty od Tarnawskiego – wzruszali pobłażliwie ramionami miejscowi Huculi, pytani przez turystów. – Warszawskie głodomory – dodawali inni, komentując widok kuracjuszy ćwiczących na zboczu pagórka pod dyktando Tarnawskiego.






Mających problemy z nadwagą kosowskich pacjentów Tarnawski leczył głodówką. Uważał, że obżarstwo jest wynikiem słabości woli i uległości – jak mówił – „wobec chuci żołądka”. Sam, wydobywszy się z długiej i ciężkiej choroby dietą jarską, postami i przyrodolecznictwem, był bezkompromisowy w oferowaniu kuracji dla innych. Trudno się było pacjentowi z głodówki wykręcić. Trwała ona czasem kilka dni, a czasem i kilka tygodni. Wśród pacjentów kosowskich powstał nawet swego rodzaju snobizm głodówkowy. Bito rekordy. Post jednodniowy czy jednotygodniowy wśród elit wywoływał wzruszenie ramion. Cztery tygodnie niejedzenia nie należało do rzadkości.

Pewien chudy jak wiór dominikanin, cierpiący na chroniczny bronchit, głodował prawie miesiąc i stracił bronchit. „I widzi ojciec – skomentował ten przypadek Tarnawski – bakterie nie wytrzymały, a organizm ojca wytrzymał. Woda z cytryną czyni cuda”.

Rekord osiągnął ponoć prof. Wincenty Lutosławski – 35 dni. Ale złośliwcy-niedowiarki twierdzili, że widywano go często siedzącego na wiśni w ogrodzie sanatoryjnym, która tego roku pięknie obrodziła.

 .


Zapisane
Agnes
Nowy użytkownik
*
Wiadomości: 45


« Odpowiedz #4 : Listopad 10, 2010, 16:09:29 »

Władaj sobą

Do zakładu Tarnawskiego prowadziła okazała brama z wyrzeźbionym na poprzecznej belce napisem: „Władaj sobą”. Hasło to wiązało się z naczelną ideą Tarnawskiego, jaką była walka „z tłuszczem i otyłością” - jego zdaniem głównymi przyczynami zawałów serca. Pamiętajmy, że działo się to w czasach, gdy nasze zacne prababki kurowały chorych tłustymi rosołami i roztopionym smalcem. Na wsi obowiązywała praktyka, że zabijano na rosół kurę, gdy kura była chora albo ktoś z domowników był chory. Tarnawski był absolutnym wrogiem mięs. Propagował kuchnię jarską, którą w zakładzie prowadziła jego żona, Romualda.

„Władaj sobą” znaczyło kontroluj swój organizm, nie obżeraj się, kończ posiłek z lekkim niedosytem, pij dużo wody i co pewien czas stosuj głodówkę – post jest dobrodziejstwem. Pacjenci Tarnawskiego poddawali się jego dyktatowi, ale niektórzy, o słabej woli, dłuższych postów nie wytrzymywali. I wtedy wykradali się nocą do pobliskich szynków w hotelach K. Truchanowicza, H. Weisera i J. Fernbacha. A tam obowiązywało inne hasło: Ładuj w siebie. Najedz się do syta, jak masz w tym przyjemność. Tarnawski wiedział o dywersji, którą czynili mu karczmarze, i szczerze ich nienawidził.

Doktor Apolinary Tarnawski dożył sędziwego wieku w znakomitej sprawności fizycznej i umysłowej. Jego pacjent, pisarz Wacław Filowski, żartował: „Na sądzie ostatecznym będzie trzeba rozstrzelać dra Tarnawskiego, bo inaczej jest gotów żyć wiecznie”. Na kres jego życia ogromny wpływ miał wybuch wojny. Sowieci zajęli Kosów we wrześniu 1939 r. Tarnawski musiał uciekać. Zmarł na wygnaniu w wielkiej depresji i goryczy w Jerozolimie w 1943 r., mając 92 lata. Piękne wille Tarnawskiego Rosjanie doprowadzili do ruiny. Nie mógł się z tym pogodzić. Dobrze, że nie zna ich obecnego stanu.

Śląscy kosowianie

Po ostatnim odcinku czytelnicy zwrócili mi uwagę, a szczególnie nieoceniony Franciszek Magda, że wielu kosowian osiadło po wojnie nie tylko w Namysłowie, ale też w Kluczborku, Kamieńcu Ząbkowickim, Oleśnicy i Niemczy. Był wśród nich Jan Sitnik – syn znanego kuśnierza kosowskiego, szyjącego zdobne kożuchy dla młodych par biorących ślub. Innym kożusznikiem był Wincenty Klusik, którego rodzina prawdopodobnie osiadła w Opolu. W Kluczborku osiadł Kazimierz Huk, który był przed wojna twórcą klubu sportowego „Rybnica Kosów”. Z Kosowa pochodził znany fotoreporter CAF z Wrocławia, nieżyjący już Eugeniusz Wołoszczuk. Jego rodzice i dwie siostry z Namysłowa wyjechali do Kanady. W Oleśnicy osiadł i prowadził tam praktykę lekarską dr Tobiczyk. Zarządcą administracyjnym w zakładzie Tarnawskiego był Jan Magda, dziadek Franciszka Magdy. Z Kosowa pochodził Józef Nickowski, który spłonął w czołgu pod Monte Cassino – pisał o tym Melchior Wańkowicz.



Pobrano ze strony:
http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20101023/REPORTAZ/60861061
Zapisane
Kargul
Administrator
Użytkownik
*****
Wiadomości: 96


« Odpowiedz #5 : Grudzień 04, 2020, 08:10:00 »


.



Apolinary Tarnawski
Tarnawski urodził się w Gnojnicy k. Jaworowa w 1851 r.

Studia lekarskie ukończył w Krakowie, a staże kliniczne odbywał w Szpitalu Powszechnym we Lwowie. Zdobywszy uprawnienia lekarza urzędowego, czyli „fizyka”, pełnił obowiązki w Borszczowie, Jaworowie, a wreszcie w miasteczku Kosów Huculski za Kołomyją. Z tą miejscowością zwiąże się już na stale jego nazwisko.

Korzystając z miejscowej saliny i niezwykłego klimatu Pokucia, Tarnawski założył na zielonym pobrzeżu Kosowa prywatny zakład przyrodoleczniczy. W pyszny krajobraz wkomponowano trzy monumentalne warzelnie soli z pięknymi gotyckimi salami, przestronne tarasy do leżakowania, baseny, solaria i domki dla kuracjuszy rozrzucone po rozległym parku. Tarnawski stosował modne wówczas metody Lahmanna i Kneippa, zaostrzył rygory dietetyczne, podniósł rolę ćwiczeń fizycznych i hartowania, tworząc własny system kuracji naturalnej.

Na ten system składały się dwa splecione ze sobą programy: jeden dla ciała, drugi dla ducha. Ten drugi miał na celu przestrojenie osobowości, walkę z hipochondrią i pesymizmem. Tarnawski konsekwentnie formował swój zakład w szkołę zdrowia, kładąc nacisk na funkcję reedukacyjną.

Zakład powstał u schyłku ubiegłego wieku i planowany był pierwotnie na 30 osób. Stopniowo rozrastał się przyjmując 50 internów, a kwatery dla eksternów w miasteczku sięgały liczby dwustu.

Sezon kuracyjny trwał od 1 maja do końca października. Zjeżdżała tu galicyjska socjeta, a także goście spoza kordonów zaborczych. Wojna światowa przerwała tę działalność; wznowiono ją w 1922 r. Zakład znów stał się modny. Bywanie tu należało do dobrego tonu, lecz wymagało grubego portfela.

W archiwum dra Szarejki znajdujemy np. pochwalną notatkę wdzięcznej pacjentki – Gabrieli Zapolskiej. Wstawanie o świcie, bieganie boso po rosie, gimnastyka, praca w ogrodzie, jarska dieta, paradowanie w tunice. Miesiąc bez kawy, papierosów i alkoholu. U bram zakładu witał gości transparent: „Władaj sobą”.





Na drugim biegunie palety wspomnień sytuują się krytyczne zapiski w „Dzienniku” Marii Dąbrowskiej. Tarnawskiego nazywa ona szarlatanem, a program zakładu makabryczną blagą, tragedią ludzi, którym zaszczepiono głodówkowe szaleństwo. Ton emocjonalny zrozumiały, gdyż tu właśnie, w kosowskim zakładzie, zmarł nagle mąż wielkiej pisarki.

Z list kuracjuszy można by złożyć księgę śmietanki towarzyskiej II Rzeczypospolitej. Roiło się tu od polityków, artystów, przedstawicieli wolnych zawodów. Bywało, że gościło w Kosowie równocześnie kilku arcybiskupów, z unickim i ormiańskim ze Lwowa. Doktor, weredyk i autokrata, strofował ich bez żenady, zwłaszcza przy stole. Rewanżowali się żartem, że doktora – higienicznego ekstremistę – trzeba będzie dobijać na sądzie ostatecznym, bo gotów żyć bez końca.

Z życiowych satysfakcji dra Tarnawskiego wypada odnotować tłumny zjazd Towarzystwa Przyjaciół Huculszczyzny w Worochcie (1934) z udziałem premiera Składkowskiego. Doktor był na tym zjeździe odpowiednio honorowany za pracę społeczną, zwłaszcza za propagandę sadownictwa.

We wrześniu 1939 r. rodzina Tarnawskich rozpoczęła wojenną tułaczkę i z armią Andersa znalazła się na Bliskim Wschodzie. Dr Apolinary Tarnawski zmarł w 1943 r. w Jerozolimie; został pochowany na stokach Syjonu, w katakumbach franciszkańskich. Przed śmiercią snuł ambitne plany, a wśród nich pomysł założenia namiastki Kosowa w polskim Adampolu w Turcji.

W 1966 r. dr Wit Tarnawski wydał w Londynie książeczkę pt. „Mój ojciec”, w której znaleźć można więcej szczegółów, a także plan kosowskiego zakładu oraz portret doktora z jego autografem.

Maciej Demel

.

Zapisane
Kargul
Administrator
Użytkownik
*****
Wiadomości: 96


« Odpowiedz #6 : Grudzień 04, 2020, 08:40:11 »


.
Apolinary Tarnawski leczył nie tylko ciała, lecz także ducha narodu.


Są trzy powody, dla których warto poświęcić więcej miejsca książce Natalii Tarkowskiej „Lecznica narodu”. Pierwszy jest taki, że dotyczy postaci niezwykłego lekarza, który zasłynął na całą Polskę. Drugi – książka ukazała się w nakładzie zaledwie 300 egzemplarzy i nie będzie dostępna dla większości nią zainteresowanych. Trzeci powód – jest to książka naukowa, lecz czyta się ją znakomicie.


Apolinary Tarnawski urodził się w 1851 r. w Gnojnicach, w powiecie jaworowskim, na południowo-wschodnich kresach. Był jednym z dziewięciorga dzieci. Medycyna nie była wcale wyborem serca, lecz rozumu Apolinarego. Chciał wykonywać zawód lekarza, by odciążyć owdowiałego ojca mającego na utrzymaniu liczne dzieci i pomagać mu finansowo.

Medycynę skończył w Krakowie, lecz niemal całe jego późniejsze życie było związane z kresami. Praktykował najpierw we Lwowie. Pił alkohol, palił i źle się odżywiał. Kłopoty gastryczne były tak silne, że myślał nawet o samobójstwie. Był lekarzem, który uleczył się sam.

Przełomem w jego życiu była praca w uzdrowisku w Morszynie. Miał wówczas 30 lat. Tam właśnie „przekonał się, iż potrafi wywierać duży wpływ na pacjentów. Nabrał pewności, że dzięki nabytym umiejętnościom może zrealizować kiełkującą wtedy myśl stworzenia własnego zakładu. Odtąd to pragnienie będzie mu stale towarzyszyć” – pisze Natalia Tarkowska. Dodaje, że droga do celu była długa i kręta.

W 1887 r. został lekarzem powiatowym w Kosowie. Uznał, że ta właśnie pokucka miejscowość jest najlepszym miejscem na założenie własnej lecznicy. Przekonał go specyficzny klimat. Ciepłe i zaciszne miejsce, w którym znajdował się Kosów, niewielkie różnice temperatur między dniem a nocą, wreszcie największa liczba dni słonecznych w Galicji. A dobre powietrze i promienie słoneczne odgrywać będą wielką rolę w terapii dr. Tarnawskiego.

Metoda przyrodolecznicza

Zaczynał skromnie, od wybudowania willi dla kilkunastu pacjentów. Rozpoczął pracę na swoim w 1893 r., a w 1896 r. zrezygnował z posady rządowej. „Cztery lata później, około roku 1900, zakład fizykalno-dietetyczny Tarnawskiego był już znany w całej Polsce. Przez ten czas doktor Tarnawski zdążył wypracować spójną metodę przyrodoleczniczą, która dzięki nieznanym dotąd na ziemiach polskich zabiegom leczniczym wzbudziła ciekawość i przyciągała pacjentów ze wszystkich zakątków podzielonej zaborami Polski” – pisze autorka. Zaczęły więc powstawać kolejne wille dla pacjentów, w większości do dziś istniejące.
 



Apolinary Tarnawski. Fotografia z 1937 r. / Źródło: Wikimedia Commons


Słońce, powietrze, ruch, dieta jarska i wykluczenie używek: tytoniu, alkoholu, kawy. Oto podstawa terapii, jaką stosował Tarnawski. Nigdy nie przypisywał sobie stworzenia takiej metody leczenia. Czerpał z wzorów zagranicznych, leczył się i uczył m.in. u słynnego ks. Sebastiana Kneippa, bywał w europejskich uzdrowiskach.

Jak jednak pisze Natalia Tarkowska: „Spoglądając na poczynania doktora Tarnawskiego, śmiało można powiedzieć, że wypracował własną metodę, która była nazywana »kosowską«. Sam doktor najchętniej nazywał ją »polską«, mówiąc: «Chciałem stworzyć polską metodę łatwą i zrozumiałą, tak, aby każdemu była przystępna». I tak też się stało. Dzięki swojej prostocie metoda wypracowana przez kosowskiego lekarza zyskała wielu zwolenników, którzy, widząc poprawę swojego zdrowia podczas pobytu w zakładzie, wracali do domu i dokonywali w swoim dotychczasowym życiu prawdziwej rewolucji dietetyczno-zdrowotnej” – stwierdza autorka.

Lud wzorem dla miasta


Źródła schorzeń widział dr Tarnawski w cywilizacji, a ściślej ujmując – w cywilizacji miejskiej, oderwanej od natury, od przyrody. Miasto było dla niego także miejscem pokus, skłaniającym do niezdrowego trybu życia. A wzorem życia miał być lud. Tarnawski pisał, że „lud żyje w naturze, odżywia się po jarsku, nie zna wymyślnych potraw, a pracuje fizycznie i je, kiedy ciało się upomina o pokrzepienie sił wyczerpanych, ma więc dobre trawienie i krew. Czy inteligent nie żyje naopak tym prawom natury?”. Było to pytanie retoryczne.

Reżim w zakładzie dr. Tarnawskiego był ścisły i dla niektórych nie do wytrzymania. Pobudka już o godz. 6. Wczesne wstawanie miało ćwiczyć siłę woli, na którą doktor kładł nacisk. Zaraz potem godzinne ćwiczenia gimnastyczne. „Można pokusić się o stwierdzenie, że doktor Tarnawski był prekursorem tak popularnego w naszych czasach aerobiku” – pisze Natalia Tarkowska.

Doktor najchętniej nie dawałby swoim pacjentom śniadania, gdyż uważał, że rano nie odczuwa się głodu. Skoro jednak godził się na nie, nie było zbyt obfite. Po śniadaniu pacjenci pracowali w ogrodzie i sadzie, w którym były położone wille. Tarnawski był wielkim miłośnikiem ogrodnictwa, a ogród i sad dawały warzywa oraz owoce na stół. Doktor miał ponad 30 odmian jabłoni i tyleż samo grusz. Po pracy – kąpiele słoneczno-powietrzne. Dla mężczyzn nago, kobiety jednak – rzecz jasna w oddzielonej przestrzeni – zażywały tych kąpieli w kostiumach. Podczas kąpieli urządzano dysputy o literaturze, filozofii i polityce. Grano w brydża i drzemano.


 



Lecznica doktora Apolinarego Tarnawskiego w Kosowie. Kuracjusze podczas gimnastyki. Doktor Apolinary Tarnawski stoi na przedzie bliżej środka z lewej / Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe


Obiad, oczywiście jarski, podawany był o godz. 13. Na stołach pojawiały się młode kartofle, kapusta, dynia, ogórki, kapusta, buraczki, kukurydza i owoce z sadu, a także orzechy. Ci, którzy nie mogli wyzbyć się mięsa, otrzymywali je, ale tylko raz w tygodniu. Dokładki jedzenia były bardzo źle widziane przez doktora. Pobyt urozmaicano wycieczkami. Także w deszcz. Wtedy pacjenci szli boso przez łąki.

Ważnym elementem terapii były ćwiczenia oddechowe. „Cisza, spokój i skupienie towarzyszące tego rodzaju gimnastyce wywierały ogromne wrażenie na pacjentach. Wit Tarnawski przyrównywał czas owej gimnastyki do wyjątkowego misterium, w którym jego siwy ojciec, starzec z uduchowionym wyrazem twarzy, przewodził magicznemu rytuałowi niczym kapłan” – pisze autorka. Kolacja o godz. 18 składała się z ciepłego dania popijanego kwaśnym mlekiem. Wieczorem organizowane były zabawy i dancingi, ale o godz. 21 w lecznicy zaczynała się cisza nocna.

________________________________________

Część pacjentów nie mogła przystosować się do zakładowych rygorów. Wymykano się więc do miasteczka, by dobrze sobie pojeść i popić. To łamanie przepisów sprawiało niektórym dziecinną radość. Owoc zakazany smakuje lepiej, i tak właśnie smakowały także papierosy.

Wzmacnianie elity

Stosowane przez dr. Tarnawskiego przyrodniczo-dietetyczne leczenie ze schorzeń cywilizacyjnych, poprawiające kondycję i samopoczucie pacjentów, nie było celem samym w sobie.
„Poprzez swój zakład i stosowaną w nim metodę leczniczą Tarnawski chciał odnowić zarówno fizycznie, jak i psychicznie całe społeczeństwo” – stwierdza autorka. To odrodzenie miało zacząć się od elity, bo to ona właśnie przybywała do zakładu w Kosowie.

Jednak, co ciekawe, Tarnawski nie zalecał dyskusji na tematy społeczne, narodowe i religijne, bo szkodzą one terapii. Jak jednak się wydaje, to zalecenie musiało być jeszcze częściej łamane niż przepisy dotyczące żywienia i używek. A lecznica gromadziła wybitnych przedstawicieli polskiej elity. Trudno wyobrazić sobie, by rozmawiali o pogodzie i rzeczach nieistotnych. A wśród pacjentów Tarnawskiego byli m.in. Roman Dmowski, prof. Ignacy Chrzanowski, prof. Wincenty Lutosławski, biskupi lwowscy Józef Bilczewski i Józef Teodorowicz, Maria Dąbrowska, Melchior Wańkowicz, Lucjan Rydel, Władysław Reymont, Gabriela Zapolska, Kazimiera Iłłakowiczówna, Juliusz Osterwa. Ten ostatni zaczerpnął od Tarnawskiego dbałość o ciało i ducha aktorów swojego słynnego teatru Reduta.
 




Gabriela Zapolska pisała o doktorze: „Fanatyk... zgoda. Lecz fanatyzm ten daje porywającą siłę i przekonywająca moc. Aby uzdrowić zatrute ciało, aby duszy ludzkiej zapadłej w zwątpienie i gorycz przywrócić prymitywną jasność, na to trzeba mieć gorącą wiarę, jaką ma w swoje dzieło Tarnawski”.
A Zapolska potrafiła się kłócić ostro z Tarnawskim. Raz nazwała go prymitywem, on zaś ją damą z perfumowanego świata i powiedział, że jej książek ani sztuk, nazwanych „cudeńkami”, nie będzie czytał, bo szkoda mu na to czasu.

Potęga woli

Spośród pacjentów i gości Tarnawskiego Natalia Tarkowska osobne miejsce poświęca prof. Lutosławskiemu. „Miał on ogromny wpływ na postrzeganie kosowskiej lecznicy jako miejsca o niezwykłej atmosferze duchowej, którą tak często podkreślali pacjenci”. Tarnawski kładł nacisk na kształtowanie siły woli, tak samo jak Lutosławski. Profesor zadedykował więc i podarował doktorowi swój podręcznik „Rozwój potęgi woli”. Dedykacja brzmiała: „Apolinaremu Tarnawskiemu działającemu przez wpływ ducha na ciało, twórcy lecznicy pod Kosowem w Karpatach, ta książka niech posłuży za narzędzie wyzwalania rodaków z lenistwa ducha, będącego głównym źródłem naszej niedoli”. Lutosławski prowadził ćwiczenia oddechowe i wykłady o metafizyce.

Jeden z krytyków Lutosławskiego pisał, że bałamucił on ludzi jogą, praną i karmą, a dziennikarz „Kuriera Lwowskiego” pisał, że w lecznicy było coś z atmosfery buddyjskiej.

Lecznica Tarnawskiego gromadziła także okultystów. W 1912 r. odbył się w niej „Sejm ezoteryczny”, któremu przewodził Mieczysław Geniusz. Tarnawski akceptował jego okultyzm, gdyż miał służyć sprawie polskiej. A ponadto Geniusz propagował cnotę wstrzemięźliwości, samodoskonalenie ducha i ciała, co było tak bliskie doktorowi.
 


Okładka książki


Doktor Tarnawski chciał, by idee, jakimi kierował się w swoim zakładzie, upowszechniły się we wszystkich polskich uzdrowiskach. Postulował tworzenie w nich „uniwersytetów powszechnych higieny”. Zamierzał też stworzyć farmę dla inteligencji, gdzie pracownicy umysłowi pracowaliby fizycznie, zarabiając na darmowy pobyt, i odzyskiwaliby zdrowie, stając się „żołnierzami higieny”, którzy dzięki wyćwiczonej silnej woli i tężyźnie fizycznej mogliby – jak pisze autorka – lepiej przysłużyć się sprawie narodowej. Natalia Tarkowska podkreśla wyjątkowość Zakładu Przyrodoleczniczego dr. Tarnawskiego.


„Wiele inicjatyw podejmowanych przez niego wpisuje się w ogólny trend myślenia w kategoriach narodowych inteligencji z przełomu XIX i XX wieku. Jednak oryginalna i spójna forma wyrazu postawy patriotycznej, jaką stworzył doktor Tarnawski w postaci swojej lecznicy, sprawia, że nie sposób jej porównywać do jakichkolwiek działań podejmowanych w tamtym czasie”.


Kres „lecznicy narodu” przyniósł wrzesień 1939 r. Rodzina Tarnawskich opuściła Kosów, decydując się na emigrację. Apolinary Tarnawski zmarł w wieku 92 lat w 1943 r. w Jerozolimie. Kto wie, ile jeszcze przeżyłby, stosując swoją dietę i terapię przyrodniczą, gdyby nie został złamany wojną i wygnaniem.
O Tarnawskim nie zapomniano w Kosowie. W 1995 r. odsłonięta została tablica pamiątkowa, na willi Głównej, w której mieszkał doktor. Trzy lata temu obchodzono 120. rocznicę utworzenia lecznicy. Jej zabudowania zachowały się w znacznej mierze, choć dziś znajdują się w nie najlepszym stanie, a kolejne przebudowy niszczą jej zabytkowy charakter, co pokazują zdjęcia wykonane przez autorkę. Postuluje ona wspólne polsko-ukraińskie działania dla uratowania unikatowej zabytkowej placówki.

Natalia Tarkowska
„Lecznica narodu”
Scientia Plus



https://dorzeczy.pl/historia/95991/Niezwykly-lekarz-elit-II-RP-Jego-pacjentem-byl-min-Roman-Dmowski.html

..
Zapisane
Kargul
Administrator
Użytkownik
*****
Wiadomości: 96


« Odpowiedz #7 : Grudzień 04, 2020, 08:45:27 »

http://www.galicja.darmowefora.pl/index.php?topic=89.0
Zapisane
Strony: [1]
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

catzland siedemwatah peszer kociakowo fotowypadykielce